Maria Janion zaangażowała się w działalność podziemną – była m.in. jednym z członków założycieli nielegalnego Towarzystwa Kursów Naukowych. Zaczęła krytyczniej podchodzić do narzucanych odgórnie interpretacji i wartościowania polskiej literatury dawnej oraz współczesnej a także do polskiego kultu wojny, żołnierza Maria Janion „Tak będzie pisała kiedyś Polska” Słowacki miał poczucie odręb­ ności swego tonu poetyckiego, więcej — miał po­ czucie własnej wyjątkowości. Nie zyskało mu ono jednak uznania za życia, a i później nieraz wypo­ minano mu niefortunne silenie się na oryginalność. Kondycja Maria Janion - Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś Janion_Polacy i ich wampiry. Luspuska. Kolumna + grafika. Kolumna + grafika. Mar. Kultura Słowian Legendarne seminarium prof. Marii Janion po 35 latach znika z polskiego życia intelektualnego. Powód? Oszczędności w Szkole Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej . Miało być o czymś innym, ale postanowiłam zrobić użytek z ostatnio nabytych wiadomości. Tematyka od dawna była mi bliska, choć jednak nie aż tak. Zawsze wydawało mi się, że wampiry to nabytek zachodni. Jakby nie patrzeć Amerykanie przodują w wytwarzaniu książek i filmów o krwiopijcach. A Dracula Brama Stokera nie dał mi wystarczająco do myślenia. Z otępienia wyrwało mnie pytanie, które miałam przygotować na obornę pracy licencjackiej: Klasyfikacja wampira według Marii Janion. Spodziewałam się jakichś nowoczesnych cudów typu dobre i złe wampiry, może coś względem pochodzenia... Sama tak do końca nie wiem. Natomiast po przeczytaniu artykułu Polacy i ich wampiry byłam w lekkim szoku. Nie ma co ukrywać, że tego się zupełnie nie spodziewałam. 1. WAMPIR-PATRIOTA Może to samo w sobie nie byłoby tak zaskakujące, gdyby nie podany przez słynną badaczkę przykład. Idąc więc tokiem wywodów Marii Janion, porozmawiajmy o Rejtanie. Wydaje mi się, że każdy z Was zna tę historię. Może jednak pokrótce przypomnijmy: Rejtan padł na progu Izby Poselskiej, rozdzierając koszulę na piersiach. Chciał przeszkodzić posłom w opuszczeniu sali posiedzeń i skazaniu ukochanej Rzeczpospolitej na podział. Źródła podają kilka wersji słów, które wtedy wypowiedział, zatrzymajmy się jednak przy najczęściej cytowanych: Zabijcie mnie, zdepczcie, lecz nie zabijajcie Ojczyzny. Dramatyczny zarówno w gestach, jak i słowach został uwieczniony przez Matejkę. Na wieść o pierwszym rozbiorze Rejtan oszalał i krótko potem popełnił samobójstwo. 2. WAMPIR-MŚCICIEL Na początek może Konrad z Dziadów cz. III. Każdy, kto czytał, na pewno pamięta pieśń o Pieśni. Bluźniercze wyznanie bohatera, że będzie walczył o Ojczyznę: Zemsta, zemsta na wroga z Bogiem i choćby mimo Boga Pozostali bohaterowie przebywający wtedy z Konradem w więzieniu od razu oceniają to wyznanie. Uznają je za bluźnierstwo! Konrad jednakże (może za podszeptem diabelskim) dąży do obalenia cara i odzyskania wolności przez ukochaną Rzeczpospolitą. Poświęca dla niej wszystko. Chce się mścić. Drugim bohaterem, który dla zemsty jest w stanie wiele wycierpieć jest Konrad Wallenrod z utworu o tymże tytule. Od młdych lat przebywa na terytorium wroga, podszywa się pod mistrza Zakonu Krzyżackiego... Poświęca swoją wolność, tożsamość i miłość do pięknej kobiety w imię zemsty na wrogu. 3. WAMPIR-RZECZPOSPOLITA Przyznam szczerze, że tutaj mam sporą zagwostkę. Maria Janion nie podaje przykładu na taką bohaterkę, a i mnie było ciężko cokolwiek znaleźć. A raczej, poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Może gdy będę miała więcej czasu na zastanowienie się nad tematem, uda mi się coś tutaj dopasować. A może Wam udało się natrafić na wyobrażenie Polski jako kobiety-wampirzycy? 4. WAMPIR-POWSTANIEC W niektórych utworach literackich, zwłaszcza z epoki romantyzmu, pojawia się bohater wampiryczny – powstaniec. Zwykle jest to bojownik z powstania styczniowego. Sponiewierany, zakrwawiony, zagłodzony... A jednak poświęcający wszystko, włącznie z życiem, dla Ojczyzny. Owładnięty szaleństwem patriotyzmu walczy za Polskę, mimo że od początku sprawa jest przegrana. Tu dobrymi przykładami są Upiory Przyborowskiego i Bal widm Grosek-Koryckiej. Barbara Szczepuła Współpraca z profesor Marią Janion to najbardziej fascynująca przygoda mojego życia. Poza moją rodziną, jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie - deklaruje profesor Małgorzata Czermińska. Mówi się, że profesor Janion naznaczyła w jakiś sposób swoich studentów i współpracowników…Tak bywa w przypadku wielkiej indywidualności, Mistrzyni jest nią niewątpliwie. To postać charyzmatyczna, obdarzona szczególną umiejętnością gromadzenia wokół siebie ludzi. Zawsze podkreślała, że jest nauczycielką i relacje z uczniami mają dla niej wielkie znaczenie. Przepracowałam z nią połowę mojego życia zawodowego, wywarła na mnie ogromny wpływ. „Jeśli idzie o Małgorzatę Czermińską, to zdaje mi się, że między mną a nią zawsze było porozumienie i zarazem nieporozumienie jakby. Czułam jej zastrzeżenia do mnie i sama miałam do niej zastrzeżenia. Zawsze była zdecydowaną katoliczką. Ale podobało mi się, że mimo tej różnicy poglądów potrafiłyśmy pracować razem bardzo dobrze, niezmiennie przez lata. To jedna z bliskich, ważnych osób w moim życiu” - powiedziała profesor Janion w wywiadzie udzielonym Kazimierze Szczuce. Rzeczywiście, jestem praktykującą katoliczką, ale nie mam zwyczaju manifestować tego na każdym kroku. Chyba że ktoś mnie zapyta. Ale gdy się latami pracuje razem, prowadząc, i to na otwartym, seminaryjnym forum „rozmowy istotne”, to przecież z czasem widać, kto ma jaki światopogląd. Mistrzyni nigdy wprost nie zażądała od nikogo z nas jawnych deklaracji. Co do mnie z pewnością szybko się zorientowała, że mój katolicyzm jest, mówiąc w skrócie, z kręgu „Tygodnika Powszechnego”, i zresztą nie tylko mój w gronie jej gdańskich uczniów. Co dla mnie istotne, właśnie dzięki profesor Janion poszerzałam swoją wiedzę na temat chrześcijaństwa. Mam na myśli jej wykłady o romantykach, o ich światopoglądzie i filozofii. Komentując dzieła Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, mówiła o ich koncepcji Boga, ale też o ich sporach z chrześcijaństwem, o ocieraniu się o herezję, o czym w przypadku Mickiewicza świadczyło całe to zdumiewające zaczadzenie intelektualno-emocjonalne bardzo wielu naszych romantyków Towiańskim. Miała olbrzymią wiedzę i relacjonowała ich poglądy z kompetencją i zrozumieniem. Choć określała siebie jako materialistkę, to stale mówiła o prymacie ducha nad materią, nie w sensie religijnym, ale kulturowym, intelektualnym. Powtarzała, że to kultura kształtuje naturę, a nie odwrotnie. Wywiodła to właśnie ze swojej fascynacji romantykami. Człowiek, który myśli i czuje, jest wprawdzie ograniczony do ciała, ale może te ograniczenia przekraczać. Głęboko wierzyła w siłę psychiki, siłę woli człowieka, zdolność do twórczości w przeciwieństwie do deterministycznych ograniczeń, w myśl których to byt miałby kształtować świadomość. Mówiła o tym w sposób porywający. To, że ma taki dar inspirowania, jest chyba jedną z tajemnic jej zdolności wywierania wpływu. W rozmowie i na wykładzie pracuje w wyobraźni, nie ogranicza się do zreferowania jakiejś wiedzy, ale na przedłużeniu erudycyjnego wywodu sama coś wymyśla, improwizuje, tworzy. Czasem się z nią nie zgadzałam, a nawet próbowałam się spierać na tematy metodologiczne, a to dlatego że przyszłam do niej już uformowana podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim przez profesora Kazimierza Budzyka, który zmarł przedwcześnie, ale to on właśnie wykształcił twórców polskiego strukturalizmu - Janusza Sławińskiego, Michała Głowińskiego i innych. Mimo powrotu do Gdańska na stałe pozostałam w tamtym środowisku i stale miałam poczucie, że oni akceptują mnie trochę jak młodszą siostrę. Gdy w Gdańsku znalazłam się w odmiennym kręgu intelektualnym, profesor Maria Janion nie mogła mnie tak całkiem „połknąć”. Choć więc zachowywałam swój strukturalistyczny grunt, jednocześnie ulegałam niezwykłemu wpływowi Mistrzyni i do dziś nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Aż tak? Tak. Poza moją rodziną, jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. My, uczniowie Janion, stanowiliśmy wspólnotę, do której należeli przede wszystkim trzej „transgresorzy”: Stanisław Rosiek, Zbigniew Majchrowski i Stefan Chwin, a także Ewa Nawrocka, Kwiryna Zięba i inni. Mistrzyni spełniała się w kontakcie z nami. Sama nieraz mówiła, że kiedy wykłada, widzi wpatrzone w siebie oczy i wie, że jej słuchamy. Wówczas myśli bardziej intensywnie, buduje własny świat, tworzy własne idee. Notowałam jej wykłady, ona je potem jeszcze uzupełniała i powstała z tego książka „Romantyzm. Rewolucja. Marksizm”. To była dla mnie niezwykła przygoda. Mogłam na bieżąco śledzić, jak się rozwija jej myśl. Skorzystałam na tym z pewnością więcej niż ona na mojej pomocy, o której pisze we wstępie do książki (śmiech). Fascynował ją problem: czym jest zło… Chciała zrozumieć tajemnicę zła. Odpowiedzi szukała zresztą nie tylko w literaturze, zwłaszcza romantycznej, ale również w kinie. Zbigniew Majchrowski (od dawna profesor, ale przez lata jeden z najbardziej czynnych uczestników szalonych seminariów „transgresyjnych”) wpadł na znakomity pomysł, by dziewięćdziesiąte urodziny profesor Janion obchodzić nie w formie „akademii ku czci”, ale przeglądem ważnych dla niej filmów, przede wszystkim z lat 70., takich jak „Król Edyp” Passoliniego, „Danton” Wajdy, „Zagadka Kaspara Hausera” Herzoga, „Zmierzch bogów” Viscontiego czy „Blaszany bębenek” Schlöndorffa. „Kino według Marii Janion” pokazano w Gdańsku i Warszawie. Na projekcje przychodziło wiele osób - co ważne, także młodych. Dziwi mnie trochę prezentacja w ramach tego przeglądu „Nosferatu wampira” Herzoga. O, nie powinna dziwić. To dla niej niezwykle ważny wątek. Uważała wampira za postać symboliczną, streszczającą w sobie tajemnicę obecności zła w ludzkiej egzystencji. Poświęciła temu obszerną książkę, która cieszyła się dużym powodzeniem. To jedna ze spraw, które nas różnią. Ja na ten temat nie mam wiele do powiedzenia. Przeszkadzało mi w opowieściach o wampirach nawiązywanie do kultury popularnej, stylistyki gotyckiej grozy, która wprawdzie przeraża, ale i trochę śmieszy jakąś jarmarczną tandetnością. Janion uważała jednak, że autorzy tego typu filmów i książek próbują pokazać, jak zło może zawładnąć człowiekiem. Ona wie coś, czego ja nie wiem. „Wydaje mi się, że gdańszczanie czują się spadkobiercami humanistyki rozumiejącej” mówi profesor Janion. „Humanistyka rozumiejąca” - co to właściwie znaczy? W twórczości i dziele naukowym, ale także w rozwoju osobowości Marii Janion można wyodrębnić trzy wielkie fazy. W młodości była materialistką i marksistką. Potem nigdy już do tego nie wracała, choć nadal interesował ją marksizm jako pewna filozofia kultury i teoria rewolucyjnych przemian w społeczeństwie. Następna była faza humanistyki rozumiejącej. To wtedy właśnie przyjeżdżała z Warszawy na zajęcia do Gdańska. Trzecia faza to feminizm, mówiąc w dużym skrócie, bo to nie wyczerpuje szerokich zainteresowań Mistrzyni. Humanistyka rozumiejąca wywodzi się z tradycji filozofii niemieckiej początku XX wieku, która sformułowała postulat odrębnego typu naukowości w refleksji nad człowiekiem i kulturą. Nauki humanistyczne tworzą zupełnie inny model poznania niż nauki ścisłe, ale też są naukami, a nie subiektywnym fantazjowaniem. Nauki ścisłe odkrywają i wyjaśniają prawa rządzące światem, a humanistyczne pytają o sens egzystencji i dążą do tego, by zrozumieć. Chciałam zapytać o słynne seminarium „Transgresje”. Na czym to polegało? To były konwersatoria ogólnohumanistyczne, metodologiczno-teoretyczne i artystyczne. Zajmowaliśmy się literaturą, ale i filozofią, pewnymi zjawiskami społecznymi, psychoanalizą, a także malarstwem, teatrem oraz właśnie filmami wiele lat wcześniej, zanim na początku XXI wieku pojawiły się studia kulturowe. Razem oglądaliśmy i omawialiśmy filmy. Na te zajęcia, oprócz studentów polonistyki, przychodzili pracownicy naukowi i studenci z innych kierunków, a także „ludzie z miasta”. To stwarzało atmosferę - jakby to powiedziała Mistrzyni - gorączki intelektualnej. Potem z tych dyskusji powstały książki: „Galernicy wrażliwości”, „Osoby”, „Maski”, „Odmieńcy”, „Dzieci”. Gdzieś przeczytałam, że to seminarium wytyczało genderowe ścieżki… Chyba i wytyczało, i wprowadzało do polskiej myśli humanistycznej już istniejące koncepcje. Czytaliśmy i dyskutowali o tym, że w życiu społecznym płeć nie istnieje tylko na płaszczyźnie biologii, że istotne są kulturowe uwarunkowania ról płciowych, zmieniających się w czasie i w zależności od całościowego charakteru różnych kultur na świecie. Wśród uczniów Marii Janion można znaleźć osoby tak różne jak profesor Małgorzata Czermińska i profesor Ewa Nawrocka, feministka… Ja też jestem w pewien sposób feministką, a z kolei Nawrockiej nie można zamknąć tylko w tej formule. Może najbardziej zdeklarowaną wśród nas feministką jest Ewa Graczyk. Przede wszystkim jednak Janion ceniła indywidualności. Formowała nas, ale szanowała naszą odrębność. Choć zdarzało się, że przejeżdżała po nas jak czołg. Czuliśmy, że jest osobą bardzo impulsywną, zaprzeczeniem zasuszonego uczonego, który siedzi i czyta coś z kartki. Kochaliśmy ją, ale gdy się rozgniewała, potrafiła boleśnie uderzyć. Uważam jednak, że warto było zapłacić każdą cenę, by z nią współpracować. Dzięki niej zrozumiałam, że wielcy ludzie mają wady na swoją miarę. Polityczne dyskusje też się odbywały? Nie za często. Mieliśmy wtedy poważniejsze sprawy do omawiania niż polityka. Wielka literatura, fundamentalne sprawy egzystencjalne. To się trochę zmieniło z chwilą powstania Solidarności. Maria Janion napisała tekst o Wałęsie, który znalazł się w książce jemu poświęconej, a wydanej przez Wydawnictwo Morskie. Dostrzegła wtedy, że strajk mówił językiem romantyzmu, na przykład odnowił się stereotyp ułana i dziewczyny. On żegna ją i idzie na wojnę. Zostawia żonę i dzieci i idzie na strajk, walczyć o Polskę. Jeśli więc mówiło się o polityce, to raczej o polityce przez wielkie „P”, w rozumieniu greckim… Poziom dzisiejszej klasy politycznej jest doprawdy żałosny, i to od prawa do lewa. Trzeba by ich pogonić z powrotem do szkoły i na uniwersytet. Może by ich Janion czegoś nauczyła… na przykład odpowiedzialności, poczucia ważności życia społecznego. Ta wielka indywidualistka przywiązywała ogromną wagę do życia zbiorowego. Solidarność była rewolucją, ludzie rzucali serca na stos i wielu z nich zapłaciło za to wysoką cenę. Ona wiedziała także, że rewolucja pożera własne dzieci. Na ten temat nieraz dyskutowaliśmy. W liście do uczestników ubiegłorocznego Kongresu Kultury profesor Janion napisała: „Jakże niewydolny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny! Powiem wprost - mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu”.Janion kocha Polskę, a nie jej karykaturę. Ja też uważam, że mesjanizm to wynaturzenie romantyzmu i ośmieszanie Polski. Na jakiej, u licha, zasadzie uroiliśmy sobie, że Bóg nam powierzył zbawienie świata? Przecież to pycha, matka wszystkich grzechów. Każdy polityk, który tak gada, a deklaruje się jako katolik, powinien zaraz lecieć do spowiedzi. Jest jeszcze jeden fragment, który do mnie trafia. „Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać”. I to właśnie znów się dzieje. Minęły rozbiory, okupacja i komunizm, a my znowu, zwłaszcza po 10 kwietnia 2010, jak bohaterowie „Transatlantyku” Gombrowicza z Bractwa Kawalerów Ostrogi, wbijamy sobie ostrogi w łydki. Kompletnie nic z tego nie wynika, prócz masochistycznej złudy, że „cierpimy dla ojczyzny”. A może dla ojczyzny nie trzeba deklamować i machać sztandarem, tylko zakasać rękawy i zabrać się do roboty, rzetelnie zdobywać wiedzę i odważnie, krytycznie (także samokrytycznie), twórczo myśleć? @ HELP!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Maria Janion "Polacy i ich wampiry" TEKST: [1] Losy Polaków łączą się ściśle z losami ich upiorów, a zwłaszcza wampirów. To zdanie nie zostało napisane w hiperbolicznym furorze i uniesieniu. Słowiańskie przedchrześcijańskie wierzenia w upiory i wampiry trwały wszak długo i uporczywie. W latach trzydziestych naszego stulecia jeden z najświetniejszych znawców kultury ludowej Słowian, Kazimierz Moszyński, pisał, że "właśnie w dorzeczu dolnej Wisły do ostatnich czasów znajdowało się wybitne ognisko wampiryzmu. W centrum narodowego arcydzieła, w III części "Dziadów" Mickiewicza tkwi - pod względem potęgi patriotycznej dzikości, nienawiści i mściwości nie dający się z niczym w literaturze polskiej porównać - wampiryczny śpiew Konrada ("Pieśń ma była już w grobie, już chłodna...") ze słynnym refrenem: Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga, Z Bogiem i choćby mimo Boga! [2] Na różne sposoby usiłowano zatuszować siłę tego utworu, zresztą i sam Mickiewicz próbował ją zdecydowanie osłabić, wkładając natychmiast w usta postaci dramatu jednoznaczną ocenę moralną. Ksiądz Lwowicz wykrzykuje: "to jest pieśń pogańska", a Kapral mu wtóruje :"to jest pieśń szatańska". Przecież jednak poeta nie tylko ją napisał, ale i wydrukował. [7] Mickiewicz wystawił dwa poetyckie świadectwa demoniczno-wampirycznej sile poezji. Konrad Wallenrod na chwilę wybucha wściekłą nienawiścią do poezji wajdelotów: Jeszcze w kolebce wasza pieśń zdradziecka Na kształt gadziny obwija pierś dziecka I wlewa w duszę najsroższe trucizny, Głupią chęć sławy i miłość ojczyzny. [8] W III części "Dziadów" ta gadzina zmienia się w wampira. To nie łagodny literacki upiór miłosnego zabójcy[z IV części "Dziadów"], to pierwotny, groźny, krwiożerczy wampir patriotycznej zemsty. Z całą świadomością Mickiewicz dokonał transformacji tamtego Upiora w tego wampira. Dlaczego tak się stało? Pieśń Konrada - czarownika, proroka, szamana, wampira - tchnie obecnością pierwotną, wampiryczną. nie da się jej ani oswoić, ani złagodzić, ani podrobić: to nie jest ogólnie uprawiana przez romantyków literacka stylizacja "na folklor". Pieśń Konrada poraża dzikością i obcością. Ujawnia straszny, szalony zew zemsty, słychać go w niej, jak wycie wampirów i wilkołaków. Czujemy, że Mickiewicz stanął tu wobec jakiejś ostateczności i zmierzył się z nią poza domeną moralności chrześcijańskiej. I przetrwało w nim to doświadczenie, chociaż przetrawione późniejszą wiarą, doświadczenie wampira. [9] Stając się wampirem, Polak oddawał się "złej" zemście na wrogu. Doznawała tu efemerycznego jakby zawieszenia dwuznaczność i dwoistość kondycji Polaków - rozdartych miedzy nakazem miłości a żądzą zemsty cnotliwych rycerzy chrześcijańskich, uplątanych wszak w zbrodnicze zamiary;idyllicznych Słowian, których wrodzona łagodność wystawiona została na najcięższą z prób - w obliczu zaborczego zła i bezprawia. W figurze wampira zawarła się głęboko uwewnętrzniona artykulacja losu polskiego, jego fundamentalnej dziejowej i moralnej - dwuznaczności/ PYTANIA: 1. Wyjaśnij, dlaczego Maria Janion mogła nazwać pieśń Konrada z III części "Dziadów" "śpiewem wampirycznym? (akapity 1, 2, 8) 6. Przedstaw literackie realizacje motywu wampira w poezji Mickiewicza. (akapity 7 i 8) 7. Wytłumacz, na czym polega związek między motywem wampira a problematyką zemsty - jedną z podstawowych kwestii etycznych z dziejów polskiego narodu. (akapity 8 i 9). PROSZĘ O POMOC!!! Proszę, aby odpowiedzi na pytania były napisane własnymi słowami, a nie przepisane linijki z tekstu:P. Mam to na poniedziałek, PROSZĘ O POMOC!!!! Portret Marii Janion autorstwa Zbigniewa Kresowatego. Źródło: Wikipedia Czytam wspomnienia po Janion i irytuję się z każdym komentarzem, który mówi: „Ach, przestańcie ją zagarniać na te wasze polityczne wojenki, już dość o tym LGBT, to była Wielka Humanistka”. Bywają takie osoby, o których mówimy, że będą trwały wiecznie, bo ich istnienie gwarantuje nam względny spokój; wydaje nam się, że bez nich nadejdą jakieś apokaliptyczne zdarzenia, nieodwracalne zmiany. Jest to lęk absolutnie fałszywy. Staruszek nadal podwiązuje pomidory, a kobiety chodzą pod parasolkami. Nic się nie dzieje. Początek studiów, polonistyka na UJ. Studentka pierwszego czy drugiego roku tego kierunku dostaje do przeczytania dwieście książek rocznie, na dodatek nie potrafi jeszcze w tym wieku myśleć syntetycznie, więc całą swoją energię przekierowuje na siedzenie w bibliotekach, na mrówczą pracę, której znaczenia nie rozumie. Chłonie, a nie wchłania, widzi, ale nie potrafi niczego zobaczyć. To oczywiście o mnie. Nie umiałam myśleć procesami, nie widziałam ludzi w twórcach czy twórczyniach, a zjawiska polityczne odczytywałam przez bezpiecznie zmieloną papkę czytelniczki pewnej znanej szeroko liberalnej gazety środka. Maria Janion jest wtedy kolejnym nazwiskiem w książkach, nazwiskiem ważnym, nawet takim, które staje się momentami bardzo istotne, jest w końcu badaczką romantyzmu, a ja romantyzm cenię – wydaje mi się nieoczywisty, ciekawy, mniej płaski niż inne epoki. Kiedy stykam się z krakowskimi badaczami, z prof. Szturcem, który uczy odczytywania mitów i zalążków przekrojowego myślenia, i prof. Iwoną Węgrzyn, na której zajęciach próbujemy uchwycić migotliwość różnych zjawisk, coś mi się tam uruchamia, zaczynam rozumieć. Ale kiedy piszę pracę o Krasińskim i korzystam z prac Janion, robię dokładnie to samo co z wszystkimi innymi książkami wcześniej: za dużo ich czytam, przebijam się przez setki listów do Delfiny Potockiej właściwie tylko po to, żeby stworzyć coś na kształt płaskiej analizy pozbawionej jakiejkolwiek treści. Myślę, że przeznaczam wtedy jakieś 80 proc. swojego czasu na czytanie. I nic wtedy z tego nie wynika. To jest moment, w którym „Wysokie Obcasy” budują symetrię pomiędzy anty- i feministkami. Sama jako Rozsądna Osoba umieszczam się dokładnie w jej środku. I pamiętam, że opatulona tym naręczem bezpiecznych osądów, kiedy słyszę od znajomej identyfikującej się jako feministka: „Słuchaj, sama zobacz, chodź na naszą demonstrację! To wygląda tak, że stoimy i coś krzyczymy, będzie nas jakieś 12, a z naprzeciwka będą leciały jajka” – to myślę o niej jako osobie szalonej. Takie spędzanie czasu nie leży w rozkładzie dnia Rozsądnej Osoby zainteresowanej humanistyką. Mogłaby się tu pojawić teraz wzruszająca historia o tym, że następnie czytam Kobiety i duch inności i biegnę na Manifę, ale to nieprawda. Feminizm mnie interesuje jako zagadnienie naukowe, które mogłabym zgłębić punkt po punkcie, przeczytać z analitycznym dystansem listę jakichś lektur. I wtedy ta znajoma mówi coś w stylu: „To wspaniałe, że mamy taką sojuszniczkę jak Maria Janion. Ona nasz bastion, nasza legitymizacja i ostoja w tej Warszawie, dzięki niej tu jakoś funkcjonujemy”. I jest to dla mnie najdziwniejsze zdanie, jakie można wtedy wypowiedzieć. Na pierwszą w życiu Manifę pójdę pięć lat później, a organizować będę ją po raz pierwszy osiem lat później. Ale już wtedy zostaje mi w środku jakaś zadra, której nie mogę zdefiniować. Pewnie bierze się ona stąd, że jestem wychowywana przez UJ w duchu, że literatura to rodzaj świętości. Moje synapsy nie potrafią nadrobić tego przejścia z Wielkiego Autorytetu Literackiego do hałaśliwej ulicy, która się czegoś domaga. Ale Kobiety i duch inności faktycznie czytam pewnie mniej więcej w tym czasie, wstyd się przyznać, jak późno, wcześniej znam pewnie fragmenty tekstów, które pasują mi do jakiejś pracy. I trochę nie mogę uwierzyć, jak to jest możliwe, że praca naukowa może być deklaratywna, polityczna i nadal być częścią humanistyki. Słyszę niemal na każdych zajęciach, że to dwie różne rzeczy, właściwie dziś mam przekonanie, że cały wysiłek szedł wtedy w ich oddzielenie, bo w końcu tak, nawet rozmowa o stylistyce, języku jest totalnie przezroczysta, a nazwisko „tych feministek z Warszawy” pojawia się często w asyście zaznaczonego dystansu. I nie, nie jest to nawet dystans do feminizmu jako idei, ale wszystko, co polityczne, sprawia, że osoba zajmująca się nauką się ośmiesza. Przestaje być wiarygodna. Na akademii bowiem również króluje Rozsądek, może trochę w mniej wulgarnym wydaniu niż w mainstreamowych mediach, ale jest oczywistym punktem odniesienia. Potem jeszcze chwilkę zajmuję się kobietami, pisząc filmoznawczą magisterkę, której podmiotem są postacie polskiej szkoły filmowej. Korzystam z prac Janion jako klucza, który pomaga mi opisywać kategorie absurdu i melancholii przez pryzmat romantycznych mitów. Pamiętam, że mam taki moment, że właściwie cała literatura przedmiotu mogłaby mi się do niczego nie przydać – oprócz Janion. Teksty o romantycznych bohaterkach i bohaterach nadal stanowią sekretny przewodnik po polskiej rzeczywistości XX wieku, pozwalają mi lepiej rozumieć swoje postacie. Choć nadal ich nie rozumiem. Równolegle jest to czas, kiedy uczę się feminizmu – na własnej skórze, z ulicy i przez osmozę. Jest to proces tak bardzo nieuchwytny, że umiem go opisać tylko na dyskusjach panelowych wokół problemu, przez doświadczenia, których przestaję się wtedy wstydzić. Nagle własna historia staje się ważna, nie jest niczym obciachowym. Wszystko: literatura, kino, polityka składają się w całość. Jestem początkującą nauczycielką i jak każda polonistka przez pół drugiej klasy przebijam się przez Dziady. Zaczynam rozumieć pieśń wampiryczną po mniej więcej 10 latach od pierwszej lektury. Tłumaczę uczniom: „Ej, romantyzm może wam się nie podobać, ale musicie to rozumieć, jeśli mieszkacie w Polsce, bo to jest kluczowe”. Jestem wzruszona w momencie, w którym moja uczennica dziękuje za polecenie jej książki Wampir. Biografia romantyczna. Po latach wcale nie żałuję miesięcy spędzonych bezmyślnie w bibliotece i czytania dzieł polskiej humanistyki bez żadnego zrozumienia. Przynajmniej przez nie przebrnęłam, myślę, przecież dorosły człowiek nie ma na to czasu. Nie żałuję też poświęcania lwiej części życia polityce, chociaż teraz nie jestem w niej czynnie. Nie uważam, że któreś z tych zajęć jest ważniejsze czy bardziej wartościowe, ale obie te części stanowią to, kim teraz jestem. Jeśli czegoś uczy nas istnienie postaci takiej jak Janion, to że życie jest całością, nie składa się z szufladek rozmieszczonych w katalogu wielkim jak w Bibliotece Jagiellońskiej. To, czym się zajmujemy, co badamy (jeśli coś badamy), z kim mieszkamy, czy lubimy koty, z kim się przyjaźniliśmy, jakie przeczytaliśmy wiersze, na jakiej demonstracji byliśmy ostatnio – to wszystko składa się na to, kim jesteśmy. To my jesteśmy jak nasze teksty, nie jesteśmy od nich lepsi, rzadko jesteśmy od nich też gorsi. Wybory, których dokonujemy, są ważne. Nie jest tak, że zaangażowanie polityczne ośmiesza. Ale udawanie, że to wszystko istnieje w oddzieleniu, już tak. Czytam wspomnienia po Janion i irytuję się z każdym komentarzem, który mówi: „ach, przestańcie ją zagarniać na te wasze polityczne wojenki, już dość o tym LGBT, to była Wielka Humanistka”. „Każdy bierze z Janion tyle, ile jest w stanie w danym momencie” – słyszę od przyjaciela. A ja tak bardzo bym chciała, żebyśmy wzięli z niej wszystko. Teraz.

maria janion polacy i ich wampiry